poniedziałek, 16 czerwca 2014

W czerwcu dzieci się nie nudzą

Czerwiec wspominam z młodości szkolnej jako czas lenistwa i nudy, gdy grając w państwa- miasta i wiele dziwniejszych gier czekaliśmy na kolejne dzwonki. Ostatni tydzień z punktu widzenia nauczyciela to dla mnie istne szaleństwo, a mam nadzieję, że i uczniowie nieco je odczuli.


W Ścinawce chłopcy walczyli z kolejnymi konkurencjami, a ja zmagałem się z kulminacją tegorocznej alergii i przez ciągły katar niewiele pamiętam. Wiem, że każde dziecko otrzymało pamiątkowy medal, co było świetnym gestem organizatorów. Adam swój złoty krążek zgubił po około 30 sekundach i wcale się tym nie przejął - oto najlepszy dowód, że nie o rywalizację czy nagrody tu chodziło. 

Kuchcik to moje ulubione zajęcia - czuję się jakbym przyszedł do restauracji, zamówił najlepsze danie z karty i czekał spokojnie na jedzenie. Dzieje się tak dzięki kucharzom z klasy VI i pani Anecie, która jest naszym szefem kuchni. Tym razem jedliśmy włoskie zapiekanki - bruschetta. Za rok nadchodzą ciasta. 


Po gościach z Filipin i Japonii nadszedł czas na Karolinę i Bartka którzy opowiadali o wyjeździe do Maroka. Podczas prezentacji Michaś smacznie zasnął, ale otwarte ze zdziwienia buzie większości dzieci świadczą, że się podobało (pewnie zdjęcie zostało wykonane w momencie gdy maluchy dowiedziały się, że w Maroku nie przychodzi święty Mikołaj) - od przedszkola po gimnazjum. Dla mnie najciekawszy był wywiad, który przeprowadziło ponad 10 małych reporterów. Trwał on ponad dwadzieścia minut i może dlatego do dziś nie mogę zabrać się do przepisywania. Poniżej drobny procent pytań na których odpowiedzi chciały poznać dzieci:

- ile kosztuje przejazd na osiołku?
- czy kobiety pomimo zakrywania twarzy malują się i czeszą włosy?
- jaki jest najlepszy piłkarz z Maroka?
- Jaki jest najgorszy piłkarz z Maroka?
- skoro ludzie są tacy biedni, to czemu ich wesela trwają aż pięć dni?
- czy islam jest dobry według Marokańczyków?
- najśmieszniejsza rzecz w Maroku to?

fot. K. Anglart

Dla chcących śledzić dalsze podróże Karoliny polecam blog: koralinatropiprzygody.pl/

Alaskan malamut to nie jest małe zwierze. Ale przy prawie 50 dzieci nie wydaje się już takie ogromne. Bajka, bo tak nazywa się pies o którym piszę, wywołała największy pisk w dziejach mojej pracy we Włodowicach. Gdzie tam Kraje Świata, pierwsza pomoc i gotowanie gdy na horyzoncie pojawia się taki pies:


Dziękujemy pani Ewie i Bajce za przyjazd i zapraszamy ponownie. Adaś przestał bać się psów.

Myślę - w końcu poniedziałek, normalny dzień w pracy - a tu na angielskim dzieci dają znakomite przedstawienie o Czerwonym Kapturku, a raczej o Little Red Riding Hood, liczenie dziesiątkami okazuje się nie takie proste, a na koniec bawię się z kandydatami do przedszkola chustą animacyjną. W dodatku zakończyły się finały NBA, więc nie pozostaje mi nic innego jak pójść spać. Trzeba oszczędzać siły bo jutro pani Basia organizuje wraz z seniorami "biegi na orientację" dla całej szkoły. Zbliża się normalny dzień w pracy. 

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
;