Wczoraj aż 23 dzieciaki z naszej szkoły pojechały do Wrocławia na mecz Pucharu Polski, w którym Śląsk pokonał Flotę Świnoujście 3:2. Jak doszło do rzutu karnego już w drugiej minucie nie widziałem, bo akurat tłumaczyłem, którzy to nasi. Wyrównującej bramki też nie widziałem - akurat odprowadzałem Patryka do toalety. Udało mi się w końcu zobaczyć gola na 2:1... szkoda, że dla gości. 2:2, znów podróż za trybuny, tym razem po jedzenie. Przerwa w meczu to prawdziwa walka o przetrwanie, aby każde dziecko spokojnie wróciło z wycieczki do łazienki/bufetu/sklepu kibica. Na szczęście ostatni strzał meczu, który przyniósł zwycięstwo Śląskowi oglądaliśmy wszyscy.
Jak wyglądał doping od strony dziecięcego sektora? Cóż, siedzieliśmy dość daleko od "wodzireja" dyrygującego szkołami, więc niezbyt wyraźnie go słyszeliśmy, za to zagłuszał on kibiców siedzących po drugiej stronie stadionu. Najlepszymi momentami były odpowiedzi - Wrooocław! Twieeerdza!. Trójkolorowi! Zielono-biało-czerwoni! Chociaż nikt nie miał wątpliwości co trzeba krzyczeć.
Brakowało też jakiś konkursów dla dzieciaków w przerwie spotkania, czy po jego zakończeniu. Także maskotka chodząca wzdłuż trybun była jakąś niemrawa, a do rozdania miała dwa pluszaki.
ALE, dosyć narzekania. Dla sporej grupy dzieci była to już kolejna wizyta na meczu, ale cześć pierwszy raz widziała tak ogromny stadion i według nich "było to widowisko lepsze niż na Euro!".
Za zorganizowanie wyjazdu całe podziękowania należą się pani Natalii.
0 komentarze:
Prześlij komentarz